HISTORIA MOJEGO POWOŁANIA

 

Wtorek 23 kwietnia 2013

 

 

Kątem oka lewego, i oka prawego też, śledzę dyskusje na temat kryzysu powołań do tzw. służby Bożej, czyli do kapłaństwa i życia zakonnego w Polsce. Argumenty wyjaśniające ten trend oraz pomysły na uzdrowienie sytuacji zadziwiają mnie.

Jeden z argumentów, a pojawił się w ustach osoby bardzo odpowiedzialnej za tę działkę w Kościele, sugeruje, że spadek powołań wywołany jest emigracją zarobkową młodych Polaków. Zamiast iść do seminariów i postulatów klasztornych, potencjalni kandydaci zasuwają na zmywakach w Londynie i Dublinie. Hipoteza chybiona raczej, bo w równym stopniu pracują tam kandydaci na adwokatów, informatyków i chirurgów, a z tego co wiem adeptów tych profesji nie brak w kraju.

Drugim argumentem jest hałaśliwy antyklerykalizm, zniechęcający rzekomo do kapłaństwa i życia zakonnego. Też lipa, bo w czasach ponurego komunizmu w Polsce, któremu towarzyszył nachalny i urzędowy antyklerykalizm a także ofensywna promocja ateizmu, powołań nie brakowało.

Innym argumentem za bessą w służbie kościelnej są ponoć skandale obyczajowe z życia duchowieństwa, nagłaśniane chętnie w mediach. I tu także wątpię głęboko w sens tej diagnozy. W początkach Kościoła zdarzały się karygodne skandale – pierwszy papież (Piotr) wyparł się wszelkiej znajomości z Chrystusem, inny apostoł sprzedał Mistrza za słynne srebrniki, a nadużycia finansowe były na porządku dziennym w doświadczeniu pierwszych parafii. Skandale na tyle nie szkodziły Kościołowi, że ich opisy wcielono w treść Ewangelii.

Dziwią mnie także różne środki zaradcze podejmowane przez niektóre diecezje i zakony. Jedna z diecezji (może i więcej, ale o jednej wiem), wyprodukowała serię gigantycznych plakatów (bilbordów) z hasłami zachęcającymi do wyboru kapłaństwa, inne zrobiły spoty reklamowe emitowane w telewizji z tekstem np. „Mój szef to Jezus”. Jeszcze inny pomysł to kalendarz ze zdjęciami przystojnych i ciekawych księży oraz zakonników, jedna fota na jeden miesiąc. (Nie uwierzycie, ale fakt, oparłem się, bez trudu, propozycji wystąpienia w tej farsie). Bardzo cenię nowoczesne środki techniczne, jakoś z nich korzystam, ale niepokoi mnie tendencja czynienia z powołania rynkowego towaru, wciskanego zmęczonym oglądaczom jako oryginalny produkt. Trochę jak propozycja obozu survivalowego albo przysmaków z egzotycznego menu. Coś innego, ekscentrycznego, nowego i z „górnej półki”, dla koneserów. Bezsensowna droga, ponieważ – przynajmniej w Polsce – każdy mniej więcej wie kim jest ksiądz i zakonnik, każdy widział jakiś egzemplarz duchownego, a nawet zna osobiście takiego gościa.

Czemu powołanie kapłańskie było oczywiste w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, czemu nie brakowało zakonników i zakonnic w czasach prześladowań Kościoła, i to krwawych, nie tylko medialnych? Dlaczego wy, drogie siostry, w figlarnych czasem kornetach, zamknęłyście się w klauzurach? Dlaczego wreszcie poszliście do seminariów i klasztorów, wy bracia kapłani i bracia zakonnicy? Dlaczego ja zostałem księdzem?

Uwierzyłem miłości, miłości Boga do mnie i miłości, którą (pewnie, że koślawo) próbuję spełniać wobec ludzi. Św. Piotr definitywnie poczuł się powołany po trzykrotnym zapytaniu: „Piotrze, czy kochasz Mnie?” (J 21). Powołanie to sprawa miłości, tej, którą obdarza nas hojnie Pan Bóg i tej, którą myślą, słowem i czynem próbujemy zamieniać w fakty życia. Nie inaczej jest także z wami, drogie siostry i bracia, żony i mężowie. Uwierzyliście miłości, dlatego trwacie pięć, dziesięć, pięćdziesiąt lat w małżeństwach, mimo kłótni, tłuczonych ze złości (i miłości) talerzach i nocy przepłakanych z rozpaczy. Uwierzyliście miłości!

I jest we mnie taka troska i obawa. Miałem szczęście w życiu spotkać odważnych kapłanów i zakonników, którzy aż iskrzyli się miłością, doznawaną od Pana Boga i świadczoną przez nich samych ludziom. I boję się trochę, czy ci młodzi i ewentualni kandydaci do powołań, przedrą się przez rzekomo konieczne zaświadczenia od chrztu i innych sakramentów, przez obowiązkowe przyjmowanie po kolędach, przez wszystkie pierwsze piątki i soboty miesiąca, czy przedrą się przez to wszystko do Wielkiej Miłości Boga? Czy dadzą się uwieść Największej Miłości?

A może się nie przedrą i wyjadą na zmywaki do Londynu i Dublina? Modlę się, aby uwierzyli Miłości.

Itinerarium , , , , , , , , , , , , , ,

31 responses to HISTORIA MOJEGO POWOŁANIA


Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.