Sobota 13 kwietnia 2013

 

 

Niewielkie miasto w środku Polski, nad jeziorem, piękny nowy kościół. Zatrzymuję się po drodze. I uderza mnie wielki pokos Nowej Ewangelizacji. Od lat już rozlega się wołanie, aby sięgać po nowe środki przekazu Dobrej Nowiny.

Po lewej i prawej stronie ołtarza wielki ekrany diodowe, na obydwu sprytny komputer wyświetla informacje, że o godz. 18.00 zostaną odprawione dwie intencje, pierwsza za duszę śp. Adama, zamówiona przez żonę, którą odprawi ks. Proboszcz. Druga intencja też za zmarłego, odprawiana przez ks. wikariusza. Wchodzi wierny do kościoła i od razu ma przed oczami, co kto i za kogo i o której. Ot, nowe środki komunikacji w zastosowaniu parafialnym.

Liczę żółte tulipany, jeszcze z dekoracji wielkanocnej, poddaję się po dwustu, które ozdabiają pusty grób, a są przecież i przy ołtarzu i przy chrzcielnicy jeszcze. Dużo, ułożone z myślą i znawstwem.

Podłoga sterylnie czysta, wypucowana zapewne przez odkurzacz bezpyłowy, pełno takich teraz, wyssą nawet krztynę kurzu z najbardziej kosmatego dywanu.

Kwadrans przed nabożeństwem osiem pań i jeden pan w komży (kościelny?) wzywa do modlitwy w nowennie za ofiary katastrofy smoleńskiej. Przyznaję, dotąd ta nowenna nie była mi znana. Potem jest szybka koronka do miłosierdzia Bożego, też w nowennie, tę akurat znam i praktykuję.

Tuż przed mszą świętą, z zakrystii na chór paraduje organistka, śliczna jak marzenie. Marzenie rozwiewa się kiedy ona zaczyna grać i przechodzi w smutną gorycz kiedy zaczyna śpiewać. „Otrzyjcie już łzy płaczący…”, ocieram lewe oko z żalu, prawe ze śmiechu.

Ewangelia ładna, o tych dwóch uczniach, co szli do Emaus, nie skłania kaznodziei do choćby słowa komentarza. Nie ma też chwili ciszy, aby wierni sami mogli sobie przez moment podumać.

Wszystko jest bardzo sprawne, poprawne, 18:25 jest po akcji. Na ekranach diodowych pojawia się komunikat: „Następna msza święta jutro o godz. 7:30. Zapraszamy. Szczęść Boże.” Milkną, na szczęście, organy.

Może zupełnie niepotrzebnie boję się trochę nadmiaru nowych środków przekazu w Nowej Ewangelizacji i zupełnie niepotrzebnie wymagam, aby każda organistka umiała grać i śpiewać.

W końcu i tak najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, niesłyszalne dla uszu, niepojęte dla rozumu.