Środa 20 marca 2013
Dziesięć lat temu podczas dość zabawnego referendum (z naganianiem chętnych, żeby była wymagana większość) opowiedziałem się za wejściem Polski do struktur Unii Europejskiej. W rok potem zostaliśmy oficjalnie przyjęci w poczet szacownego grona. Nie od razu Europą u nas powiało i zapachniało, ale powoli wchodzimy coraz bardziej. Ma to swoje dobre i złe strony, ale nie narzekam, bo na przykład, faktycznie jeżdżę po coraz lepszych drogach a dzięki paszportowi z napisem UE podróżuje mi się dość łatwo.
Pewnie jeszcze pod wieloma względami odstajemy od Europy, ale przynajmniej pod jednym jesteśmy nadal w stepach Ukrainy a może i w głębokich czerwonych piaskach pustyń Kazachstanu (nie ubliżając krajobrazom tych pięknych stron). Myślę tu o sytuacji ludzi przy przejściach dla pieszych. Od długiego czasu prowadzę pewną osobistą kampanię, którą na swój użytek nazwałem „Siostro, bracie, idź śmiało!”. Zwalniam przed przejściami dla pieszych i zatrzymuję się, mimo, że nie weszli jeszcze na zebrę (poza zebrą zresztą robię tak samo). Od czasu do czasu zbieram jakieś dosadne komentarze od innych kierowców, podobnie jak w przypadku zwalniania przed kałużami (pisałem o tym 1 lutego br. i wklejam tekst wpisu poniżej). Wiem, że polskie prawo nie nakazuje mi zatrzymywać się i przepuszczać pieszej siostry czy brata pieszego, jeśli nie stanie choćby ciut na przejściu. Ale zawsze przekraczam prawo (zwłaszcza głupie), jeśli prowadzić to może do większego dobra. Przepuszczenie pieszego, który stoi przy przejściu – czasem bardzo długo – zajmuje mi zwykle kilka, kilkanaście sekund, co spokojnie mogę zaraz nadrobić. Reakcje ludzi są różne, czasem podziękują skinieniem głowy, czasem pomachają zadowoleni ręką, a czasem upewniają się czy aby na pewno nie ruszę jak oni wejdą, ale to pewnie wskutek złych doświadczeń. Znam takich, co zostali potrąceni na zebrze, nawet na przejściu ze światłami, gdy mieli zielone, znam i takich, co pochowali swoich bliskich zabitych na przejściach dla pieszych. Oczywiście, kiedy dojeżdżam do przejścia patrzę we wszystkie trzy lusterka i obserwuję, co robią kierowcy za mną, albo z lewej czy prawej strony, jeśli jestem na jezdni dwu czy trzypasmowej. I jeśli widzę, że ten z lewej stronny, na drugim pasie grzeje jak Kubica, niestety nie zatrzymuję się, bo co z tego, że ja przepuszczę pieszego, a wariat z drugiego pasa zmiecie człowieka toną swojego żelastwa.
W Europie, do której wchodzimy, standardem jest zwalnianie i zatrzymywanie się przed przejściem dla pieszych, jeśli zbliża się doń jakiś człowiek czy grupka ludzi. Miałem nawet niedawno zabawną historię w jednej z europejskich stolic. Stanąłem przy zebrze, aby zrobić kilka zdjęć, bo było to dobre miejsce do kadrowania. Kątem oka zobaczyłem, że zatrzymał się mały sznurek aut, oczekujących aż przejdę! Nie miałem zamiaru przechodzić, ale pomyślałem sobie, że skoro oni już tacy grzeczni, to przejdę na drugą stronę, żeby nie mieli poczucia straconego czasu. Tak jest w Europie. W Polsce, również w Lublinie, gdzie najczęściej jeżdżę, przejście na drugą stronę ulicy przez pieszego, czasem równa się przejściu na drugi świat! Doszukałem się jak to jest w Europie, i na przykład w Anglii, kodeks nakazuje zatrzymać się i przepuścić pieszego, kiedy ten oczekuje przy przejściu. Mandaty za uchybienie w tej sprawie są srogie i zaczynają się od 100 funtów. Jeszcze zabawniej jest w przypadku koni, otóż konie (a ściślej jeźdźcy na nich – w Anglii konno jeździ się w wielu miastach) mają „equestrian crossing”, czyli swoje specjalne przejścia. I kierowca widząc konia przy owym przejściu musi zatrzymać się i przepuścić go! Słowem angielskie konie mają dużo większe przywileje niż piesi w Polsce.
W związku z tym mam dwie jeszcze kwestie. Pierwsza jest taka. Zaprosiłem kilkudziesięciu młodych ludzi, wolontariuszy i dziennikarzy radiowych z Radia eR (87,9 FM w Lublinie) do wspólnej akcji na pierwszy tydzień wiosny (21-27 marca 2013). Wolontariusze i dziennikarze staną przy wybranych przejściach dla pieszych w Lublinie i będą oczekiwać aż jakiś kierowca łaskawie zatrzyma się i przepuści oczekujących. Jak przepuści, dostanie specjalną kamizelkę i serdeczne podziękowanie, jeśli nie przepuści, jego sprawa. Wykaz przejść znajdziecie od jutra, od 21 marca na stronie www.radiopilot.pl . Tam też będą publikowane szczegóły akcji, którą powtarzać będziemy także po Wielkanocy. Acha, nie jestem głupcem, wszystkich wolontariuszy i dziennikarzy ubezpieczyliśmy od Następstw Nieszczęśliwych Wypadków!
I sprawa druga. Jeśli jesteście kierowcami włączcie się do tej kampanii, zwolnijcie, przepuśćcie siostrę pieszą i brata pieszego. Niech przynajmniej mają tak, jak konie w Anglii … A jeśli jesteście pieszymi, to gdy przepuści was jakiś kierowca poślijcie mu buziaka z ręki (przypadek: piesza jest panią, kierowca panem) albo ukłon głową (we wszystkich innych wariantach).
Serio całkiem na koniec. Miłość bliźniego wzywa mnie by kochać pieszego, bawet wstawionego … Zróbmy sobie piękną wiosnę w Lublinie i w całej Polsce. Wejdźmy do Europy! Do zobaczenia na przejściach!
KAŁUŻE I MIŁOŚĆ
Piątek 1 lutego 2013
Od wielu lat próbuję budować Cywilizację Miłości, do czego i każdego z was zachęcam. Rzecz w tym, aby pozwolić miłości przenikać we wszelkie sfery życia i kierować się nią w swoim myśleniu, mówieniu oraz działaniu.
Jeżdżę sporo samochodem i kiedyś naszło mnie, wiele lat temu, że podczas jazdy nie powinienem przerywać tego budowania. I robię tak. Kiedy widzę, że pada deszcz albo jest odwilż, jak obecnie w Polsce, staram się wyjeżdżać kilkanaście minut wcześniej niż zwykle. A to dlatego, żeby hamować przed kałużami i nikogo nie ochlapać. Wiem, że ja mam w rękach tonę żelastwa, które wpadając w kałuże jest bezlitosne dla moich sióstr i braci, idących chodnikami albo zamierzającymi przejść na drugą stronę. Ja najwyżej stracę kilka minut, jadąc wolniej i z podwyższoną uwagą, ale za to nikt mi nie zarzuci, że obryzgałem mu płaszcz, garnitur, spodnie, buty czy kurtkę. Przyhamowuję przed wodą, wjeżdżam w nią tak powoli, że nikomu krzywdy nie wyrządzam.
Jednego razu hamowałem dość mocno, bo kałuża była ogromna. Za mną ledwo co zdążył przystopować następny kierowca i rzucił przez otwarte okno:
– Czemu hamujesz?!
– Żeby nie chlapać!
W odpowiedzi usłyszałem mało pochlebne słowa o najbliższych przodkach, mianowicie jakim to jestem synem.
Innym razem było jeszcze śmieszniej, ponieważ pewna pani dość raptownie wykonała zamiar przejścia przez ulicę (w nieoznakowanym miejscu) i niestety lekka fontanna wzniosła się w jej kierunku, choć bez ochlapania. Stanąłem i otworzywszy okno już chciałem przepraszać za nieuwagę, ale pani przypuszczając, że będę ją strofować też się odezwała. I jednocześnie nastąpiło:
– Bardzo panią przepraszam …
– Ja bardzo pana przepraszam …
Nawet jeśli nie podzielacie przekonania, że w każdych okolicznościach należy budować Cywilizację Miłości – a prowadzicie auta – zwalniajcie przed kałużami. Naszym siostrom i braciom pieszym należy się szacunek. A tona żelastwa, którą kierujemy, w deszczu i w czasie roztopów może bardzo naruszyć ich godność.
Pingback: PRZEPUSZCZAM ŻABY | Itinerarium
Pingback: BLIŹNI Z KOPYTAMI I INNE PRZYPADKI | Itinerarium