Poniedziałek 16 lipca 2012
Dostałem zaproszenie do „szybkiej nauki medytacji”. Jakoś sobie radzę z tą dziedziną, więc z zaproszenia nie skorzystałem i wszystkim zalecam ostrożność. Mądrzy analitycy współczesności mówią o akceleracji cywilizacji, czyli o przyśpieszeniu (nawet gwałtownym) procesów społecznych, zmian, rozwoju i w ogóle wszystkiego co ludzkie. Nikt za bardzo nie pyta dlaczego wszystko ma być szybciej, fascynujące jest samo przyśpieszenie.
W medytacji, podobnie jak w wielu innych ważnych sferach naszego doświadczenia, przyśpieszenie jest niemożliwe czy wręcz wielce szkodliwe. Na wielką miłość czeka się nie godziny i dni, ale lata. Szybko to można sobie obejrzeć filmowy romans. Szczęście także nieskore jest do galopu i przychodzi po długim oczekiwaniu.
Na Panu Bogu nie robi wrażenia szybka medytacja, zresztą najszybszy sposób transu pod koniec lat sześćdziesiątych proponowano przez haust marihuany, co da się zrobić w minutę. W przypadku Pana Boga niczego nie przyspieszymy. Możemy jedynie czekać. To On przychodzi. A oczekiwanie, cierpliwe, wytrwałe i codzienne jest najwyższą szkołą medytacji.