Czwartek 15 marca 2012
W mózgu mamy, między innymi, osmoreceptory, najkrócej mówiąc, pewien rodzaj czujników, które pod wpływem zmniejszenia się objętości wody w organizmie lub zwiększenia ilości soli (koncentracja jonów soli) nakazują nam szukać wody lub innego płynu. To się zdarza po dłuższym czasie przebywania w spiekocie albo po spożyciu sporej porcji słonych śledzi.
Popularnie nazywamy te stany pragnieniem. Szukamy wtedy nie kawy, herbaty, ginu z tonikiem czy kieliszka Calvadosu, ale wody. Czystej, zimnej, świeżej wody. Pragniemy jej. Inne napoje pijemy dla przyjemności, towarzystwa, do posiłku lub dla kurażu. Pragnienie zaspakajamy wodą, jak najszybciej, chciwie, całym sobą.
Wybaczcie, pobożni przyjaciele, ale myślę, iż nasze różne religijne zajęcia – pacierz, różaniec, rekolekcje, Gorzkie Żale, spowiedzi – często przypominają mi trochę picie Calvadosu, ginu z tonikiem, kawy ze śmietanką i herbatki z cytryną. Dla przyjemności, towarzystwa lub kurażu. Z jak najbardziej szczerymi intencjami spotkania Pana Boga.
Widziałem kilka razy dziki i jelenie, jak dobiegały do wody. Nie dbały o moje sąsiedztwo, o jakąkolwiek ostrożność, pragnęły wody! Wszystko inne nie miało większego znaczenia. Tak jakby woda była wszystkim.
Wielki Post zacznie się naprawdę w momencie, kiedy poczujesz pragnienie Boga. Kiedy receptory serca, te wewnętrzne i mało uchwytne czujniki wydadzą ci niepowstrzymany impuls porzucenia wszystkiego innego. Kiedy Bóg będzie Jedyną Wodą zdolną ugasić wycie duszy. Kiedy będziesz gotowy rzucić naprawdę wszystko i to natychmiast. Po to, żeby nasycić duszę Wodą Żywą.
A na razie pewnie pozostanie nam popijanie herbatki z cytryną, kawy ze śmietanką i smakowitego Calvadosu. Alleluja da się zaśpiewać i przy takich płynach.