Piątek 28 października 2011
Z rzeczy smutnych zapisuję wyczyny czterech lubelskich młodzianów ( 20, 23, 26 i 28 lat), którzy dwukrotnie bestialsko rozprawili się z grupą bezdomnych w jednej z dzielnic miasta. Dwóch bezdomnych zostało mocno pobitych, jeden podpalony, ledwie przeżył. Mogę tylko przypuszczać, co rozjuszyło napastników. Bezdomni wyglądają odstraszająco, noszą brudne łachy, często porwane, mają skarpetki nie do pary, nie zawiązane zwykle buty. Większość z nich rzadko się myje i goli i nie mają zwyczaju zmieniania bielizny. Dlatego często śmierdzą. Wielu z nich – wiem, co piszę, bo wielu znam – pije bardzo tanie wino, niewyraźnie mówi, wyraźnie przeklina. Powodów do niechęci jest aż nadto.
Znam też – i sympatyzuję – z innymi lubelskimi młodzianami. Pójdą jutro, tradycyjnie już od kilku lat, na cmentarz komunalny w Lublinie, aby posprzątać groby bezdomnych, zlokalizowane w najgorszej (pod względem jakości ziemi i miejsca pod płotem) części nekropolii. Część tych grobów oznaczona jest tabliczką NN (Nomen Nescio, osoba nieznana, bez tożsamości). Posprzątają, wyrównają ziemię na mogiłach, obmiotą i wyzbierają liście oraz gałązki opadające z drzew.
Trochę później, pierwszego listopada, pojadą na dworzec i w inne miejsca z gorącą herbatą, kanapkami, opatrunkami i ciepłymi czapkami dla bezdomnych. Jak dobrze pójdzie (a pewnie pójdzie), będą mieli suterenę, gdzie porozmawiają z ludźmi ulicy o ich losach, chorobach, wrzodach, dawno nie widzianych dzieciach i najlepszych rewirach do zbierania puszek po napojach (to da się sprzedać i zarobić parę złotych).
Ballada o człowieku, o ludziach, o obliczach młodzieży, ma różne zwrotki. Są i te niezwykle piękne.