Wtorek 5 lipca 2011
Spóźnisz się na autobus, samolot, pociąg, będzie drugi. Za prąd, wodę czy gaz dostaniesz odsetki za nieterminowe opłaty. Generalnie umiemy sobie radzić ze spóźnieniami.
Śpieszcie czynić dobro, brzmi banalnie, gdyby nie życiorys pewnego człowieka. Friedrich Joseph Haas (1780 – 1853), Niemiec, a z wyboru Rosjanin. Jako wybitny lekarz został zaproszony na dwór rosyjskiego cara Mikołaja I, rysowała się przed nim świetna kariera. Wszystko odmieniło się w jego życiu, kiedy spotkał się z zesłańcami, masowo skazywanymi na katorgę na Syberii. Do dziś nazywany jest „Świętym lekarzem z Moskwy”. Po jego śmierci, ówczesny patriarcha moskiewski Filaret zgodził się, aby księża prawosławni odprawiali nabożeństwa żałobne za Haasa, co chyba nie powtórzyło się już potem. Przez prawosławnych został uznany za świętego zaraz po śmierci, na jego grobie (tzw. „Haasovka”) do dziś palą się świece i leżą świeże kwiaty. Dwa dni temu katolicy rozpoczęli proces beatyfikacyjny Haasa.
„Dorobek świętości” tego lekarza nie jest jakiś olśniewający. Zostawił karierę medyka i zaczął opiekować się zesłańcami. Kupował im żywność i ubrania, przed wywózką na Sybir zaopatrywał w przybory do pisania, aby mogli pisać listy do rodzin. Sam napisał i wydał specjalną książeczkę dla zesłańców, którą rozdawał więźniom przed podróżą. Organizował także dla nich spowiedź i komunię świętą, co niekiedy opóźniało transport zesłańców.
Nie chodzi jednak nawet o to, co zrobił, bo pewnie jest to niepoliczalne. Chodzi o ten impuls, decyzję, podyktowaną prostą maksymą: „Śpieszcie czynić dobro”.
Myślę, że każde dobro odłożone na potem, na kiedyś, na jutro, jest nie do nadrobienia. Dziś albo nigdy.