Sobota 26 lutego 2011
Pożyczyłem na chwilę koleżance scyzoryk. Skaleczyła się. Jak? Zapomniała – jak mówi – zabrać palca przed zamknięciem noża. I nie wiem co będzie.
W Ameryce ktoś wygrał odszkodowanie bo sparzył się gorącą kawą, a dostawca kawy nie napisał w instrukcji, że gorące napoje mogą wyrządzić krzywdę. Mam nadzieję, że nie zapłacę za beztroskie wypożyczanie niebezpiecznych narzędzi.
W ogóle nie należy robić wielu rzeczy. Odradzałbym, na przykład, siadanie na deskach z widocznymi gwoździami, a producentom gwoździ (zwłaszcza walcowanych z trzpieniem) doradzałbym, aby dołączali małą informację, co by nie siadać i nie kłaść się na ostrzach gwoździ (nie dotyczy fakirów!). Mogą także dodać, że w zasadzie gwoździe nie służą do dłubania w uszach, bo w bardziej drastycznych sytuacjach może się to źle skończyć. W punkcie trzecim zaś wypadałoby ostrzec iż spożywanie gwoździ, na zimno lub nawet na gorąco, grozi zaburzeniami w funkcjonowaniu żołądka.
Dużo można by tak pisać, ostrzegać i informować, ale kto tam wytłumaczy zakochanym! A scyzoryk schowałem, na wszelki wypadek, na półce ze skarpetkami. Na pewno nie przyjdzie mi na myśl, aby go włożyć rano na nogę. Nie ten rozmiar.
PS. Jutro na www.itinerarium.pl zapraszam do wysłuchania niedzielnego kazania w wersji dźwiękowej.