Zaczepił mnie znajomy bezdomny, dość głośno, na środku ulicy:
– Kup mi coś, ksiądz, do jedzenia! Najlepiej gorącego!
Przypomniałem sobie, że w sobotę nakarmiłem go, po podobnym nagabywaniu.
– Czy myślisz, że ja co drugi dzień będę ci kupował jedzenie? To trochę przesada…
Ale głód czyni człowieka odważnym:
– Kiedyś mi ksiądz, obiecałeś, że raz na tydzień coś możesz kupić do żarcia. W sobotę był stary tydzień, dziś jest nowy tydzień…
Nie pamiętam, żebym obiecywał, ale logika wywodu ujęła mnie i kebab powędrował do brzucha pana Witka. Doszedłem, że jak człowiek myśli – a w prośbie pana Witka logika była – nagroda mu się należy. A poza tym należy jakoś poświętować w Dzień Solidarności.