Było bardzo gorąco, przechodziłem przez chwilę wśród brzóz w małym gaju. Strumień chłodnego, ożywczego zefirku musnął mi twarz. Bóg jest naprawdę blisko nas.
Przez pół godziny przeczytałem dwa mądre eseje, zamyśliłem się, zrozumiałem trochę lepiej (a może tylko – jak pisywał Lechoń – inaczej) życie i to, co się dzieje na świecie. Bóg jest naprawdę blisko nas.
Rozmawiałem ze starszą panią, powódź zmiotła jej dom. Słuchałem, dopytywałem, coś tam powiedziałem. Trochę będę umiał jej pomóc. Bóg jest naprawdę blisko nas.
Z Ewangelii wiem, że 77 razy na dzień należy przebaczać, a przecież trudno jest choćby raz na miesiąc zdobyć się na przebaczenie. „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy…” Odpuszczam, Bóg jest naprawdę blisko nas.
Widziałem młodzież bocianią, siadają na lampach wiejskich, słupach, biegają na środku drogi. Żaden poważny bocian nie pozwoliłby sobie na takie wpadki. A młodzież bociania hula bez reguł, Bóg jest naprawdę blisko nas.
Siedzieliśmy przy ognisku, omawialiśmy ważne rzeczy, dobre, pożyteczne, gryzły nas wszystkie komary świata oraz ich pomocnicy z piekła. Czerń nocy, jasność ogniska, Bóg jest naprawdę blisko nas.
Spałem cztery godziny, aby zobaczyć jak słońce – przez nikogo prócz mnie nie widziane – tańczy poranną sambę na starych murach. Nie tańczy za dobrze, to nic. Ale ten poranek też mnie przekonał, że Bóg jest naprawdę blisko nas.