Sodoma

Byłem przez 10 dni w Islandii. W Reykjaviku prawie nie ma koszy na śmieci, ale na ulicy nie ma papierów, niedopałków, szkła z rozbitych butelek ani pawi. Za to ludzie na ławeczkach popijają sobie piwo.

Przez te 10 dni widziałem tylko trzech policjantów, natomiast nie widziałem żadnej rozróby, choć włóczyłem się po nocach (białych, naprawdę ani przez minutę nie było ciemno), a raz nawet byłem na koncercie indi – rockowym w klubie o nazwie „Sodoma”, którego właścicielem był łysol z rudą brodą, w czarnym T-shircie z trupią czaszką.

Choć przejechaliśmy po Islandii blisko tysiąc kilometrów bardzo rzadko ktoś nas wyprzedzał. Może dlatego, że jeździliśmy szybko, prawie setką. W Reykjaviku i Akureyra na północy ani razu nie słyszałem, żeby ktokolwiek na kogoś zatrąbił.

Czasami aż mi było głupio, że gdy jako pieszy tylko zbliżałem się do przejścia zawsze, podkreślam: zawsze, wszystkie nadjeżdżające samochody zatrzymywały się.

W niedzielę poszedłem do jedynego w Reykjaviku kościoła katolickiego. Choć tylko niespełna dwa procent Irlandczyków to katolicy, kościół był pełny. Bo co dwa tygodnie msza św. odprawiana jest po polsku. Napisałbym o rodakach więcej, ale nie mogę.

Bo dziś jest cisza.

Jan Pleszczyński

Spoza kruchty , , , , , , , , ,

Comments are closed.