ROCZNICA ŚLUBU NA POWODZI

W aktualnościach na naszej stronie – www.duch.lublin.pl – przeczytacie dziś o Białymstoku i pomocy zorganizowanej przez Izę dla powodzian w okolicach Wilkowa. Zanim dotarła do nas, napisała list, który zgodziła się opublikować.

Pisała go w przeddzień przyjazdu na Lubelszczyznę, w niedzielę 13 czerwca.

Nawet nie macie pojęcia jakie emocje w nas budzi jutrzejszy wyjazd do Lublina a stamtąd do Karczmisk i… JÓZEFOWA!

Wszystko to, co zobaczyliśmy 9 lat temu, co przeżyliśmy, poznaliśmy, czego doświadczyliśmy powraca do nas dzisiaj jak bumerang. Wiemy, co czują ludzie z terenów dotkniętych powodzią – i wcale nie z telewizji. Zresztą, co nam media przekażą? Jedynie obrazki z terenów zalanych i suche informacje. Nikomu jednak nie uda się przekazać dokładnie tego, co w danej chwili czują ci ludzie, czego potrzebują, o czym myślą… To trzeba przeżyć!!!

Kilka lat temu (dokładnie 9) bo w 2001 roku byliśmy razem z Grzesiem (aktualnie moim Mężem) w Józefowie, skąd razem z młodzieżą z KSM-u i Centrum Wolontariatu w Lublinie oraz z wolontariuszami z całej Polski jeździliśmy codziennie pomagać powodzianom. Wtedy akurat dotknięte przez powódź były tereny Kępy Gosteckiej i Soleckiej – a przynajmniej te, najbardziej utkwiły NAM w pamięci. Obraz, który my zapamiętaliśmy a obraz, który obserwujemy teraz w TV to dwa różne światy.

Nie zapomnę jak pierwszy pojechałam zobaczyć Kępę, gdzie w niektórych miejscach stała woda a w innych były tylko ślady jej zniszczeń. Nie zapomnę jak uzmysłowiłam sobie wtedy, ja,18-latka z miejscowości o niemalże idealnym położeniu, jak wielką siłę ma ten żywioł i jak zmieniając krajobraz zmienia on ludzi…. A zmienia! I tych poszkodowanych i tych, którzy zdecydowali się na pomoc, wszystkich, którzy choć przez jedną chwilę NA WŁASNE OCZY zobaczyli powódź.
Nie zapomnę też tego, jak pierwszy raz przekroczyłam próg ośrodka KSM-u w Józefowie, wszystkich ludzi, którzy w tym dniu przyjechali ze mną i tych, którzy wieczorem dzielili się z nami doświadczeniami z tego, co sami zobaczyli już wcześniej.
Nie zapomnę pierwszej “podróży” Honkerem i swojego pierwszego dnia pracy w Kępie Gosteckiej. Pamiętam, że gospodarstwo znajdowało się zaraz na początku wjazdu do Kępy, po lewej stronie drogi.
Nie zapomnę także ludzi, z którymi pracowałam – z częścią z nich do dziś mamy mniejszy czy większy kontakt. Z niektórymi jest to tylko kontakt poprzez znane komunikatory czy portale społecznościowe, ale wszystkich jednakowo zachowujemy w pamięci. Dorotę Krystel (wcześniej Pędzimąż) z Tarnobrzega, Bartka Kasińskiego z Białej Podlaskiej, Basię Regułę-Bień z Wrocławia, dziewczyny z Kraśnika (Kasie – Nasiadkę i Gołofit i Edytę Januszek), Piotra Kiełbasę z Bełżyc, Monikę Mużacz-Kowal i Jacka Wnuka z Lublina.

Wakacje 2001 to najpiękniejsze wakacje w moim życiu bo choć pełne krzywdy i ludzkiego cierpienia to w równej mierze przepełnione doświadczeniami i największą życiową nauką – miłością do Bliźniego.
To czas, który diametralnie zmienił moje (i wierzę, że nie tylko moje) podejście do życia, który wpłynął na to, kim teraz jestem, ukształtował, pozwolił dzielić wszelakie emocje z innymi, wzbogacił mnie i pomógł podczas stawiania nieśmiało poetyckich kroków. To pobyt w Kępie Gosteckiej i w Józefowie odcisnął swój ślad i przełożył się na moją amatorskiej twórczość. To pomoc powodzianom sprawiła, że mogłam wreszcie – szkoląc wolontariuszy – opowiadać o moim doświadczeniu, dzielić się emocjami i dawać przykład pomocy, jaką można nieść bliźnim. To wszystko sprawiło, że dziś, oglądając i słuchając kolejnych informacji z zalanych terenów, łzy płyną po policzkach… Bo dziś wiem, czy jest POWÓDŹ!!!

Łzom, współczuciu i empatii towarzyszy też złość, kiedy przełączając kanały telewizyjne widzę, jak kolejni politycy (ludzie ubodzy właśnie w empatię) próbują prowadzić kampanię opartą na krzywdzie ludzkiej. Przykre jest, że osoby nie znające i nie rozumiejące czym tak naprawdę jest ten żywioł, zajmują stanowiska, wiele obiecują a w efekcie nie robią nic. I dlatego ważne by ludzi prostych ale wrażliwych, zwyczajnych ale o wielkim sercu było jak najwięcej bo tylko dzięki wolontariuszom i ich poświęceniu ludzie pozostawieni po powodzi sami sobie będą powoli stawać na nogi.

Wiem, że to, co piszę jest trochę chaotyczne ale chciałabym podzielić się z Wami swoimi odczuciami. Tym bardziej, że właśnie 9 lat temu, właśnie w Józefowie poznałam swojego Męża. I wiem, że oprócz łez i tych wszystkich doświadczeń, o których pisałam wcześniej zyskałam również coś (a w zasadzie kogoś) cenniejszego, Miłość. W powodzi uczuć znalazłam swoje oparcie, swoją nadzieję na lepsze jutro i wiarę w ludzi i sens, tego, co robię.
I właśnie jutro – jak to się okazało kilka dni temu – historia zatoczyła koło, znów jest powódź a my znów jedziemy do Józefowa. Jedziemy zawieźć dary wszystkim poszkodowanym. Jedziemy… w pierwszą rocznicę naszego ślubu!!!

Iza, Białystok.

W Wilkowie, potrzebujemy każdej pary rąk. Od dziś, pewnie przez długie tygodnie.

Itinerarium , , , , , , , , , , ,

Comments are closed.