Na lubelskim deptaku eleganckie towarzystwo kosztowało włoskie lody. Pan pytał panią czy woli w gałkach czy kręcone. Pani miała szpilki na nogach.
Sześćdziesiąt kilometrów dalej jedna z powodzianek (gospodyni, z zalanej wsi) żałowała, że nie ma łopaty, a jakby miała, można by szybciej napełniać worki z piaskiem. I może woda nie przeszłaby do jej gospodarstwa.
Oczywiste jest, że współistnieje wiele światów, przestrzeni doświadczenia, zupełnie niestycznych, tak jakby życie nie miało jednej ważnej trasy, gdzie moglibyśmy się razem spotykać. I oczywiście, lody są smaczne, te w gałkach i te kręcone. I oczywiście, łopata na powodzi jest niezbędna.
Dziwię się tym różnym światom, bez złości czy żalu. Robię wszystko, żeby nie rozminąć się z tym, co najważniejsze.