Księża, co wiecie sami dobrze, są różni. Lista zastrzeżeń i krytyk wobec nich (nas) może być długa i słuszna.
Jerzy Urban, dziś jeszcze kwitnący celebryta, na niespełna rok przed zamordowaniem księdza Jerzego Popiełuszki pisał w grudniu 1983 roku, że tenże ksiądz „daje świadectwo ideowej i intelektualnej degeneracji części inteligentów formacji żoliborskiej… W kościele księdza Popiełuszki urządzane są seanse nienawiści. Mówca rzuca tylko kilka zdań wyzbytych sensu perswazyjnego oraz wartości informacyjnej. On wyłącznie steruje zbiorowymi emocjami… Ks. Jerzy Popiełuszko jest organizatorem sesji politycznej wścieklizny… ks. Popiełuszko mierzi… Bardzo to smutne, ale prawdziwe, póki ma swoją klientelę ks. Popiełuszko i wzięciem cieszą się jego czarne msze, a do których Michnik służy i ogonem dzwoni” (fragmenty artykułu w „Expressie Wieczornym, 27.XII.1983 r.)
Wspominam tę krytykę księdza Jerzego w 25 lat od Jego męczeńskiej śmierci. Na szczęście postać księdza Jerzego, zatarta nieco w ostatnich latach, dziś często jest przywoływana w mediach. Na szczęście także ten ton agresywnej napaści, jakim posługiwał się były rzecznik rządu PRL, to tylko melodia przeszłości.
Księżom dostaje się dziś często i gęsto, słusznie i niesłusznie. Tak bywało wcześniej i będzie pewnie kiedyś. Przywołując jednak dziś postać księdza Jerzego, sam sobie kładę do głowy, że krytyka krytyką, a swoje trzeba robić. Mam na myśli to, co niedosiężnie czynił ksiądz Jerzy – szukanie i zwiastowanie prawdy, nazywanie rzeczy po imieniu, krzepienie ludzi, mnożenie dobra. Z pełną świadomością, że posypią się czasem gromy na głowę.
Piszę to dziś z jakimś przeczuciem, że najbardziej sobie samemu kazanie prawię. Choć nie mam wątpliwości, że każdy z nas musi podjąć troskę o prawdę w życiu publicznym, każdy powinien mnożyć dobro i krzepić słabnących koło niego. I piszę „powinien” i „każdy”, mimo, że nasza epoka nie lubi powinności i powszechności. Górnolotnie to zabrzmi, ale tak jest, że dziedziczymy te powinności wszyscy po księdzu Jerzym.