BO BYŁEM PRZYBYSZEM W LUBLINIE

Zaangażowany jestem w kampanię społeczną „Bo byłem przybyszem” realizowaną w naszym regionie przez lubelskie Centrum Wolontariatu.

O kampanii możecie sobie poczytać w Internecie (na naszej stronie także), a szczególnie polecam rubrykę do słuchania (http://www.duch.lublin.pl/przybyszem/index.html). W skrócie w całej kampanii chodzi o to, abyśmy byli bardziej otwarci na obecność„obywateli państw trzecich”, czyli niezrzeszonych jeszcze w Unii.

Polska akceptacja obecności innych przybiera czasem formy kuriozalne i humorystyczne. Daiddel, Kubańczyk, przebywa w Lublinie od 7 miesięcy. Zaraz na początku swojego pobytu wsiadł do miejskiego autobusu bez biletu (tak jak na Kubie). I trafił na kanarów, znaczy się kontrolerów. Zaaresztowali go na chwilę, kazali wysiąść. Sprawdzają dokumenty, machają bloczkiem z mandatami, srożą miny, grożą palcem. Potem za pomocą języka migowego dogadują się, że on jest Kubańczykiem. I następuje spontaniczna, polska akceptacja przybysza z „trzeciego kraju”.

– Ach! Kuba! Komuna! Fidel! Ty, znaczy się towariszcz! My też mieliśmy komunę! Ale poszła w kibinimatry! Towariszcz! Tam u was źle, komuna!

Eksplozja braterstwa, uśmiechy, zrozumienie, żadnej kary, przeciwnie radość i sympatia. Mosty zbudowane! Nie wycisnąłem z Daiddela, czy tradycyjnie skończyło się na pół litra z zagrychą. Ale, my Polacy, naprawdę mamy w sobie ducha braterstwa.

Itinerarium , , , , , , , ,

Comments are closed.