PRZYPADEK W TEGUCIGALPIE

Minister spraw zagranicznych oszalał. Niby szaleństwo może przydarzyć się każdemu, ale komuś, kto piastuje tak poważne stanowisko, szaleć raczej nie wypada.

Minister nazwał Baracka Obamę „Murzynkiem, który nic a nic nie kapuje”, premierowi Hiszpanii radził, aby lepiej zajął się zelówkami do butów (Zapatero – w języku hiszpańskim oznacza szewca). O Salwadorze z kolei powiedział, że to taki mały kraj, „że nawet nie mogą tam grać w piłkę nożną, bo ona leci za granicę”.

Czyż te cytaty nie dowodzą, że minister spraw zagranicznych oszalał? Tak, minister spraw zagranicznych Hondurasu oszalał, bo on właśnie jest autorem przytoczonych opinii. Nie cieszmy się, że to się przytrafiło ministrowi w Hondurasie. Jak coś jest możliwe w Hondurasie, czemu u nas nie?

Czasem zżymamy się i kpimy z polskich polityków. Wobec ekscesów honduraskiego tuza polityki, możemy jednak śmiało mówić o wysokim poziomie polskiej elity publicznej. Nieprawdaż?

Model sprawowania polityki w Hondurasie przyniósł jednak ostatnio ciekawy casus, wart uwagi. Otóż tamtejszy prezydent naraził się obywatelom (części), popadł w konflikt z rządem i sądem. Sąd poprosił zatem szefa wojsk lotniczych, aby wywiózł prezydenta z kraju. I tak też się stało. Pana prezydenta zerwano – tydzień temu – raniutko z łóżka, wzięto jak stał, w ciapach i piżamie, zapakowano do samolotu i przewieziono do sąsiedniej Kostaryki. Stamtąd pan prezydent Hondurasu protestuje i wygraża niewdzięcznym ziomkom, zwłaszcza lotnikom.

Raz dwa i po sprawie, szybka i skuteczna robota, problem rozwiązany. Taaak, ale ten Honduras, to pewnie dzikusy. I jeszcze za stolicę mają Tegucigalpę.

Itinerarium , , , , , , ,

Comments are closed.