JESZCZE DWADZIEŚCIA DNI ZŁUDZEŃ

4 grudnia 2005

kazanie na drugą niedzielę Adwentu
4 grudnia AD 2005

Sens Bożego Narodzenia zatraciliśmy już dawno. To już nie jest święto Bożego Syna, który rodzi się i zostaje człowiekiem. Do silnie egoistycznego wymiaru życia dodajemy makijaż religijny. Jakaś spowiedź, jakieś rekolekcje, pasterka i kościółek. I jeszcze papka przyprawionej religią ideologii, że niby są to „święta rodzinne” – choć to smutny spadek po czasach komuny, usilnie forsującej „święta rodzinne” zamiast świąt Bożego Narodzenia. W gruncie rzeczy realne działanie Boga zastąpiliśmy lukrem religijnym: szopka, choineczka śliczna, kolędy melodyjne. Życie mamy pogańskie, ale zwyczaje religijne.

Nie opanujemy kupowania, dla siebie i rzekomo dla innych (ale to też dla siebie), nieustannego biegania za rzeczami, wrażeniami, ochami i achami. Wszystko okupione zmęczeniem i transem posiadania. Obok patos kazań i przemówień, pustka życzeń i pogwarek przy smakowicie zastawionych stołach.

Najważniejszego nie uczynimy. Prostujcie ścieżki dla Niego! Wołanie, zgoła obłąkanego Jana Chrzciciela, przebrzmi dziś jak co rok. Prostota odzienia z wielbłądziej sierści, pasa skórzanego około bioder, szarańczy i miodu leśnego. To folklor z epoki minionej, baśń ku pokrzepieniu marzeń. Nowa ziemia i nowe niebo, zadanie dla nas, pozostanie martwym zapisem w świętej księdze.

Bóg jak zwykle wybierze jakieś odosobnione miejsce. Ogrzewalnię bezdomnych, więzienie przepełnione złodziejami, może nawet agencję towarzyską w regularnym bloku albo zwykły burdel w odrapanej kamienicy. A my za dwadzieścia dni, pełni złudzeń zaśpiewamy: Bóg się rodzi!

Itinerarium , , , , , , , , , , , , ,

Comments are closed.