2 grudnia 2005
Wiara mieści się pomiędzy tym, co możliwe a tym, co uznajemy za niemożliwe. Dwaj niewidomi bohaterowie dzisiejszej Ewangelii (co za przedziwna wspólnota nieszczęścia) szukali wyjścia ze ślepoty. Niemożliwe – zdolność widzenia – to była ich Ziemia Obiecana, szczęście. Kraina o sto osiemdziesiąt stopni inna od tej, w której żyli dotychczas. Pragnęli jej i dążyli do niej. Choć tak naprawdę większość niewidomych urządza się jakoś, tak by dało się żyć, w krainie ślepoty. Można oswoić swoje nieszczęście, osłodzić ból i dramat. A można walczyć. I to jest właśnie wiara. Wiara Bożego Narodzenia, które odkrywa możliwość niemożliwego.
Krzepniemy w świecie realistycznych ponoć możliwości i zamiarów. Nie idziemy z motyką na księżyc, rozumiemy, że za wysokie progi na moje nogi. Wygaszamy ogniska nadziei, niech nie kuszą złudnie. Po co się jeszcze raz rozczarować?
Po to jest blisko Boże Narodzenie, abyś porzucił ugory realizmu życiowego. Wiara niebezpiecznie wzywa do rzeczy niemożliwych. Jeszcze nie wszystko stracone. Głusi usłyszą słowa księgi, a oczy niewidomych, wolne od mroku i od ciemności, będą widzieć. I ciebie stać na zwycięstwo.