MODLITWA JAKO UCHYLANIE DRZWI

Znów kłopoty z modlitwą. Za rzadko, za krótko, za płytko. Przegrywamy modlitwę ze względu na punkt wyjścia.

Chcemy w modlitwie i poprzez nią coś zrobić. Zrobić coś takiego, co by się Bogu podobało, skłoniło Go do większej łaskawości i przychylności dla nas albo dla tych, za których się modlimy. Mniej czy bardziej pokrętnie usiłujemy ubić interes z Bogiem. A Bóg na interesy nie idzie. I klapa. Skracamy modlitwę, jej chwile są coraz rzadsze i w zasadzie prześlizgujemy się najbardziej powierzchowną częścią naszej osobowości.

Bardziej doświadczeni próbują odwrócić sytuację – rozumieją, że my i tak niewiele dobrego dla Boga możemy zrobić, więc zgadzają się na to, aby Bóg coś dla nich zrobił. Ale – i tu jest pułapka subtelna – niech Bóg dla mnie zrobi to … czego ja bym oczekiwał! Zrób to, czego ja chcę. Na taki układ Bóg też nie idzie. I znowu kłopoty z modlitwą.

Punktem wyjścia modlitwy, która staje się niezbędna każdego dnia, jest otwieranie się. Nie – otwarcie, bo jednorazowy akt uchylenia drzwi do nas samych, całkowity i do wszystkich ważnych “miejsc” w nas jest niewykonalny. To za trudne, abyś raz i całkowicie otworzył się. Ba, nawet jak uchylisz dziś co nieco, to jutro diabeł cię namówi, byś zatrzasnął! Więc nie otwarcie, ale otwieranie się. Gotowość do stanięcia otwartym wobec Wszechmogącego Boga. To szalone ryzyko, które może mieć głębokie i trwałe skutki w nas. Stąd punktem wyjścia modlitwy jest uchylanie drzwi do nas samych przed Bogiem.

Spróbuj tylko tyle – nic nie działać dla Boga, nie chcieć tego, żeby ci dał coś (czego i tak oczekujesz). Tylko próbować otwierać się. Każdego dnia. Taki punkt wyjścia pozwoli ci odkryć trudną, ale pewną drogę do prawdziwego sensu modlitwy.

Itinerarium , , , , , , , , , , , , , ,

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.