Piątek 15 stycznia 2021
Z konieczności wysłuchałem wielu kazań, w których piętnowano ludzkie słabości, grzechy, amoralność i upadki. Mam nadzieję, że sam takich nie prawiłem. Ilekroć jednak takie słyszałem, czułem się przynajmniej trochę zbity, schłostany i pokopany.
Podobne kazania – być może pod wpływem tych kościołowych – rodzice wygłaszają swoim dzieciom, małżonkowie sobie nawzajem, szefowie podwładnym, urzędnicy interesantom a nawet sprzedawczynie klientom. Wspólna nutą jest poniżanie drugiego, a co za tym idzie wywyższanie siebie, autora kazań (którychkolwiek).
Jak to jest w Ewangelii? Jak Chrystus głosił swoje kazania? Biorę też to do siebie. No co powiedział Pan Jezus jawnogrzesznicy? Ty, taka i owaka. Co złodziejowi Mateuszowi? Och, ty, taki i owaki. I co ojciec powiedział do syna, który roztrwonił majątek z nierządnicami, czyli w burdelach? Coś ty, zrobił … taki i owaki?
Nie, Chrystus nikogo nie poniżył. Przeciwnie, każdego podnosił, dźwigał, wzmacniał i uskrzydlał.
Ja o tym będę pamiętał w swoich kazaniach, wy też pamiętajcie o tym, zanim zrobicie awanturę swoim wrednym dzieciom, ciągle niepoprawnym mężom i żonom, zanim ochrzanicie spóźniających się pracowników („Oj, panie Janie, świetnie, że pan się dziś spóźnił tylko o godzinę, normalnie to pan spóźniasz się całe dwie!”), zanim powiecie obywatelowi, że druczek wypełnił koślawo, zanim krzykniecie do gości w kolejce – „Gdzie się pchasz?”
Ewangelia to sztuka podnoszenia ludzi, diabeł specjalizuje się w ich poniżaniu.
