O SŁOWACH KTÓRE LECZĄ

Środa 7 grudnia 2016 Pan doktor Jan długo był jedynym lekarzem w całej gminie. Nawet nie wiem czy powinienem napisać, że był. Jest na emeryturze, nie wypisuje już recept i skierowań ale i tak ma długą listę dawnych i nowych pacjentów, którzy chętnie do niego się udają. Po poradę.

Wizyty u pana doktora były specyficzne. Zanim pacjent doszedł do tego, co go boli, najpierw musiał powiedzieć co tam na wsi nowego, co się dzieje w rodzinie, czy przyleciały już bociany albo czy maślaki już rosną. W międzyczasie trzeba było się rozebrać lub dać się osłuchać i opukać medykowi. Zwykle jakiś zabieg, opatrunek czy instrukcja do recepty zajmowały najwyżej jedną dziesiątą całego czasu wizyty. Najwięcej schodziło na opowieściach.

W zwyczaju pacjentów leżało także przynoszenie panu Janowi różnych rzeczy. Broń Boże w formie łapówek. Ktoś przyniósł świeże jajka, ktoś inny osełkę masła, jesienią pan doktor najbardziej cieszył się z maślaków i śliwek, ze śliwek bo robił z nich nalewkę. Te różne rzeczy przynoszono po prostu, tak jak się przynosi coś człowiekowi, którego się lubi. Po prostu.

Myślę, że pan doktor bardziej leczył  (i leczy) swoim słowem i zainteresowaniem niźli przepisywanymi lekami. Bo chyba w ogóle najbardziej leczą słowa.

To Słowo, które się Ciałem stało (w Bożym Narodzeniu) jest najpewniejszym lekiem na wszystkie nasze ludzkie choroby, jest nawet lekiem skutecznym na śmierć. W Betlejem przy narodzeniu Jezusa jest bardzo wiele rozmów (i bardzo mało gadania), aniołów z ludźmi, ludzi z ludźmi a nawet zwierząt z ludźmi. Bo słowa i rozmowa leczą.

I może jest tak, że dziś tak często i paskudnie chorujemy, na różne depresje i nowotwory, bo przestajemy ze sobą rozmawiać, jedynie paplamy i plotkujemy. Może szczerze zagadać możemy tylko do psa lub papugi w klatce.

Itinerarium

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.