NAD CZŁOWIEKIEM TEN ZACHWYT

Sobota 5 grudnia 2015 Podoba mi się w Bożym Narodzeniu wielość i różność osób. Kobiety, mężczyźni, aniołowie, pasterze, mędrcy. Młodsi i  starsi, ubodzy i bardzo bogaci. W tradycji – mędrcy z różnymi kolorami skóry. Kocham te wszystkie postaci, kręcące się wokół Boga przybywającego na ziemię. Powstaje niemal wrażenie, że ludzie są tu najważniejsi.

Bo i są bardzo ważni, ze względu na nich – i na nas – przychodzi Syn Boży. Co więcej, ze względu na nich  – i na nas – staje się człowiekiem, jednym z nas. Godność człowieka zyskuje najwyższe uznanie.

Żyjemy w czasach pomiatania człowiekiem, handlowania i poniewierania, z modą na krzywdę i zniewagę, tajemnica Bożego Narodzenia jest przed nami zakryta. Droga do niej zaczyna się od zachwytu nad człowiekiem, nad każdym człowiekiem.

Powrócę do pewnej pięknej historii, która przydarzyła się kiedyś Tomaszowi Mertonowi (już o niej wspominałem tutaj), z życzeniem, aby coś podobnego wtargnęło też w nasze życiorysy.

W amerykańskim Louisville (Kentucky) przy zbiegu ulic Fourth i Walnut znajduje się dość pokaźnych rozmiarów mosiężna tablica z nagłówkiem „Objawienie”. Dokładnie przy skrzyżowaniu tych dwóch dróg Tomasz Merton przeżył niezwykłe doświadczenie, opisał je w „Zapiskach współwinnego widza”. Był wtorek, 18 marca 1958 r. Tomasz, na co dzień mnich cysterski zamieszkujący w nieodległym opactwie Gethsemani, przybył do miasta bodajże do dentysty. Ubrany „po cywilnemu”, bez habitu, stał przy pasach czekając na zielone światło. Nagle ogarnęło go głębokie i radosne przeczucie, że bardzo kocha tych wszystkich ludzi, idących w jedną i drugą stronę, że są mu dużo bliżsi niż to się z pozoru wydaje, że:

„Oni są moi, a ja jestem ich, że nawet gdybyśmy byli kompletnymi nieznajomymi, to obcość nie ma prawa istnieć między nami. To było coś w rodzaju przebudzenia ze snu o odrębności, fałszywej autoizolacji … w świecie wyrzeczenia się rzekomej świętości. Ta cała ułuda odrębnej egzystencji w świętości jest sennym marzeniem. Uczucie wyzwolenia spod presji iluzorycznych różnic przyniosło taką ulgę i taką obudziło radość we mnie, że o mały włos nie wybuchnąłem śmiechem… Nie ma sposobu, aby wytłumaczyć ludziom, że wszyscy chodzą dookoła pełni blasku jak słońce…

Nauczyłem się z powrotem patrzeć na świat z większym współczuciem, a ludzi go zamieszkujących nie postrzegam jako nieznanych mi, jako obcych, lecz tożsamych ze mną. Uwolniwszy się od ich złudzeń i trosk, mimo to identyfikuję się z ich zmaganiami, ich ślepotą, ich desperacką pogonią za szczęściem…”

Nieco później opisał to doświadczenie mianem „Bramy Niebios znajdują się wszędzie”. Dla niego tą bramą stało się przejście dla pieszych przy zbiegu dwóch ulic ruchliwego miasta.

 

  1. Link do tablicy w Louisville:

http://mertoninasia.blogspot.com/2008/12/mertons-three-epiphanies.html

Itinerarium

20 responses to NAD CZŁOWIEKIEM TEN ZACHWYT


Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.