PO JAPOŃSKU TO NIE BYŁO NA PEWNO

Piątek 10 lipca 2015

Nie wiem czy dzisiejszym wpisem bardziej narażę się dominikanom czy paniom. Zobaczymy.

Zaprzyjaźniony dominikanin, Polak spod Krakowa, poleciał do Japonii, do pracy duszpasterskiej. Chcąc czym prędzej skutecznie ewangelizować zaczął uczyć się języka u wprawnej spikerki. Pani, po każdej lekcji (opłaconej, rzecz jasna), komplementowała ojca i mówiła, że robi niesamowite postępy. Po miesiącu zdecydował się powiedzieć kazanie po japońsku. Nie mówił długo, jakieś 10 minut. Po mszy do zakrystii zajrzała nauczycielka, z wielkim uśmiechem na twarzy. Kaznodzieja nie omieszkał zapytać, jak się jej podobało kazanie.

– No nie wiem, nie wiem – krygowała się pani z Kraju Kwitnącej Wiśni.

– No niech pani powie, szczerze – naciskał misjonarz.

– No … pewnie dobrze, pewnie dobrze, tylko ja nic nie zrozumiałam …

– Jak to, przecież mówiłem po japońsku! – jęknął Polak.

– O nie! Po japońsku to na pewno ojciec dziś nie mówił! – z całkowitą pewnością rzekła pani nauczycielka.

Historia ta przypomniała mi się w związku z zakończoną niedawno imprezą sportową pod nazwą „FIFA Women’s World Cup 2015” (co można przetłumaczyć jako „Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej Kobiet”). Podzielę się kilkoma uwagami na temat tejże imprezy (wygranej przez USA), oglądnąłem we fragmentach kilka pojedynków. Rzecz pierwsza, panie kopiące piłkę są bardziej agresywne niźli panowie. Da się to dość prosto wytłumaczyć. Jedenaście pań, już dorosłych, przez 90 minut i jeszcze na dodatek na oczach tysięcy widzów, zmuszonych jest do biegania w takich samych koszulkach, takich samych spodenkach, takich samych butach i getrach! I żadna nie ma makijażu! No, wyobraźmy sobie jak 11 pań, tak samo ubranych spotyka się na jednym balu, no jak się one mogą czuć?

Komentatorzy telewizyjni wspomnianej imprezy starali się stworzyć nowy język dla opisu zmagań kobiet. I stąd słyszałem jak bramkarka (albo golpikerka), podaje do środkowej obrończyni, ta głową obsługuje lewą skrzydłową i wreszcie napastniczka strzela obok siatki, metrów pięć na przykład. Zawody rozstrzyga sędziarka, kibicki drą gardła na trybunach, pomocniczki są czasem spalone – wiecie jak często Word podkreśla mi tu co rusz na czerwono? Nie czepiam się tylko libero, bo i on i ona to libero (specjalna funkcja w teamie). Kapitanka zespołu też brzmi średnio jak i faularka (pani, która popełnia faule).

Bardzo nieładnie wyglądały sytuacje, kiedy panie przyjmowały piłkę na głowę. Niby taka piękna czupryna, upięta pieczołowicie, a tu bach, piła uderza i cacko na głowie rozwalone! Sytuacje sporne trwały o wiele dłużej niż w przypadku panów, co jednak jest zrozumiałe, kiedy panie argumentowały na korzyść swoich drużyn.

Piszę to wszystko, bo jedna z moich koleżanek, umiarkowana feministka, zapytała mnie co myślę o „Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej Kobiet”. Wtedy przypomniałem sobie japońską nauczycielkę i odrzekłem:

– No ładnie, ładnie. Ale piłka nożna to na pewno nie była!

PS. Przy okazji dorzucam swoją mądrą opinię do kwestii rozwoju futbolu i postulatu, żeby mecze „reprezentacji narodowych” odbywać w składzie mieszanym (panie i panowie), bo co to za „reprezentacja narodowa”, jak kopią same chłopy? A panie, to co, nie naród? (i vice versa). Powstaje dylemat, jak zachować parytety, bo uczestników gry może być na boisku 11, czyli nijak nie da się by było fifty-fifty. Chyba, że – i to mój pomysł – będziemy koniecznie wprowadzać nieparzystą liczbę zmian. Tzn. maksymalnie dozwolone są 3 zmiany, więc 11 + 3 = 14 i mamy fifty-fifty, tak samo w przypadku jednej zmiany, 11+ 1 = 12 i spoko. Nie wolno byłoby w celu zachowania parytetu zmieniać 2 osób, bo 11+2 = 13 i klapa.

Zobaczycie, że kiedyś tak będzie!

Itinerarium

20 responses to PO JAPOŃSKU TO NIE BYŁO NA PEWNO


Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.