Sobota 30 listopada 2013 Św. Andrzeja Apostoła
Przydarzyło się Andrzejowi (i Piotrowi, ale dziś Andrzejki, więc o Andrzeju) coś prawdziwego. Prawdziwego i pięknego, coś co zdarza się pewnie każdemu z nas. Tylko nie każdy z nas dosłyszy zaproszenie, a jak dosłyszy to jeszcze nie oznacza, że zostawi swoje stare śmieci i zaryzykuje przygodę życia.
„Panie Jezu, mam tu w moim jeziorze sardynki i tilapie, da się z tego wyżyć. Tu mieszkali moi dziadowie, tu mam rodzinę, kolegów. Ta Twoja metafora o <łowieniu ludzi> to poezja. Idź sobie i nie zawracaj mi głowy”, mógł powiedzieć Andrzej.
Nie powiedział jednak nic, przynajmniej nic godnego zanotowania, tylko zostawił sieci (i ryby, i sardynki, i rodzinę i kolegów) i poszedł za Nim. Przydarzyła mu się okazja przeżycia czegoś naprawdę, czegoś ważnego, zupełnie niepowtarzalnego, wartego natychmiastowego rzucenia sieci. Wszyscy dookoła odtwarzali scenariusze znane od lat, będziesz łowił ryby jak twój dziad i ojciec, zbudujesz dom, posadzisz sykomorę i będziesz miał dorodnych synów. Jak się dobrze ułoży pójdziesz do Jerozolimy i zobaczysz Świątynię!
Wszyscy kuszeni jesteśmy gotowymi scenariuszami, matura, studia, praca, dom, samochód, rodzina, drzewo, syn. Jak się dobrze ułoży uda się nam podróż dookoła świata.
Każdemu z nas przytrafia się zaproszenie, żeby przeżyć życie według jedynego i niezwykłego, głębokiego i pięknego scenariusza. Czasem nie dosłyszymy, czasem udajemy, że to było nie do nas. A najczęściej wolimy postukać się w czoło i spokojnie dalej łowić dobrze znane sardynki. Przynajmniej wiadomo o co chodzi, a nie jakieś (kurtka na wacie) „ludzi będziesz łowił”.
Dom, samochód, rodzina, dzieci, podróż dookoła Polski czy świata, to wszystko jest okej, w tym zestawie też przychodzi wezwanie do porzucenia starych śmieci. To zaproszenie ma wymiar serca a nie jakichś ekstrawagancji w stylu wyjazdu na koniec świata.
Każdy z nas ma zaproszenie do skosztowania czegoś ważnego, pięknego, boskiego, do życia, które kochać będziemy codziennie. Coś decyduje, że idziemy za tym zaproszeniem. Dobrze wiemy co. Tak samo, dobrze wiemy, co sprawia, że za żadne skarby nie porzucimy naszych sardynek.
Ewangelia na św. Andrzeja
30 listopada
(Mt 4,18-22)
Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci, Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim.
20 responses to CZEMU NIE PORZUCAMY NASZYCH SARDYNEK