U FRYZJERA
Sobota 31 grudnia 2011
Zanim jeszcze ruszycie w tan, może zdążycie przeczytać ostatnią część tryptyku sylwestrowego. Piszę „ruszycie”, bo – jak wiedzą wytrwalsi czytelnicy Itinerarium – ja raczej nie tańczę. Powód znajdziecie tu: http://itinerarium.pl/index.php/2008/12/
Podsumowuję mijający rok z kilkoma zdziwieniami. Najpierw zdziwienie kulinarne, które być może wam się nie zdarza, ale mnie jak najbardziej. Kiedy rano przygotowuję sobie śniadanie, przeżywam zamieszanie. Mam w ręku trzy jajka, rozgrzaną patelnię i prawie gotową koncepcję co z tego wyjdzie. Kroję cebulkę i już mam ją rzucać na patelnię, aby skwierczała, aż nagle przypominam sobie, że miały być jajka sadzone. I krach. Drugim razem boczek i cebulka są gdzie trzeba, ale mieszanie wychodzi średnio i znowu krach. Zamiast jajecznicy wychodzi mi taki tam podsmażany kogel-mogel. Ujdzie. Przy okazji, na miejscu sprzedawców jaj, dodawałbym jednak instrukcję dla mniej doświadczonych, np. wersja 1. W celu uzyskania efektu „Jaja Sadzone” należy … (i tu krok po kroku wyjaśnienie odpowiednich czynności), wersja 2. W celu uzyskania efektu „Jajecznica” powinieneś … (i znów jasno i konkretnie, co trzeba zrobić), wersja 3. W celu uzyskania efektu „Kogel-Mogel” proszę nie używać patelni … Mówię wam, z jajami bywa różnie.
Drugie zdziwienie ma charakter telewizyjny. Przedziwne parcie na szkło zadusza logikę i poczucie humoru, rzecz jasna nie moje. Pierwszego Kwietnia rano jedna z moich znajomych występowała w telewizji z pogadanką na bardzo ważny temat. Ja koło południa przypomniałem sobie, że Pierwszego Kwietnia robi się dowcipy. Nie wysiliłem się za bardzo, zadzwoniłem do znajomej i mówię, że na popołudnie telewizja znów zaprasza ją na wywiad, co było bardzo kiepskim dowcipem. I byłem pewien, że nikt się na to nie nabierze. Znajoma troszkę się zdziwiła, że tak często TV jej pożąda, ale powiedziała sobie; „Kurczę mówię mądrze, jestem niebrzydka, czemu nie?”. No ale, żeby na wizji nie wypaść blado, poleciała zaraz do fryzjera, szybko zmieniła ubranko (no bo jak dwa razy w tym samym objawiać się publice?). Mamie, Babci i Cioci nakazała, żeby włączyli odpowiedni kanał o właściwej porze. Mama, Babcia i Ciocia błyskawicznie rozgłosiły wieść radosną kuzynom, bratankom, szwagrom i sąsiadom. Coś mnie tknęło, żeby odwołać dowcip, dzwonię, łapię znajomą w drzwiach TV i się tłumaczę. No, to jeszcze mi jakoś uszło w miarę na sucho, ale te Ciocie, Kuzyni, Sąsiedzi, których na pięć minut przed rzekomym występem trzeba było odwołać! Się działo!
Trzecie zdziwienie dotyczy nie dość szybkich postępów w automatyzacji. Niby jest rozwój, to i tamto robią automaty. Ale czemu nie ma automatu do prasowania koszul? Takiego, co by był złączony z pralką i natychmiast by kołnierzyki i mankiety wyrównywał? Zakupiłbym takie coś natychmiast. Na razie pozostaje mi trudna przyjaźń z żelazkiem. Powinien być też automat do fryzury. Podchodzisz, masz pięć wersji, np. „Paris”, „Roma”, „London”, „New York” i „Hollywood”, pięć wersji fryzur. Wkładasz głowę, wrzucasz parę monet, wciskasz guzik i za 5 minut masz na głowie, to co mają w Paryżu, Rzymie, Londynie, Nowym Jorku czy Hollywood. A tak, idę do fryzjera, kolejeczka ze trzy osoby, pół godziny z głowy. Owszem, bywa pouczająco. Przede mną starszy pan, bez jednego ucha, siada na fotelu a fryzjer z brzytwą w ręku do niego:
– Był pan kiedyś już u nas?
– Nie, nie! Ucho straciłem na wojnie …
I po co ja to wszystko na Sylwestra wam opowiadam? Na początku Adwentu, pisałem, że Pan Bóg zakochał się w człowieku i przepadł bez wieści. Nie całkiem. Słyszę, jak się chichocze za plecami, kiedy ja tworzę podsmażany kogel-mogel. Bawi się świetnie przy kawałach na Prima Aprilis. I siada w kolejce do fryzjera, z braku automatu do fryzur.
Pan Bóg był blisko w Jego – czyli Roku Pańskim – 2011 i będzie jeszcze bliżej w 2012. Choć u Niego, jak wiemy „jeden dzień jak tysiąc lat” i żadnego Sylwestra nie ma. A Mieczysława? A owszem, ale to dopiero po północy