Czwartek 16 czerwca 2011
Najpierw spotkałem ludzi. Jeden był bardzo zły, bo szlag trafił jego plany urlopowe. Drugi był smutny, zawiódł się na koledze. Trzecim był sfrustrowany prezes, którego firma przynosi od kilku miesięcy straty. Czwartym była matka, zdenerwowana ocenami syna na koniec roku. Młody ksiądz był piąty, narzekał na proboszcza, że staroświecki i wsteczny. Od szóstego dowiedziałem się, że ludzie coraz rzadziej korzystają z taksówek i przez to źle widzi przyszłość. Siódmemu też się nie układa, bo kolejne leki nie przynoszą spodziewanej poprawy zdrowia.
Potem miałem sposobność powłóczyć się po łąkach i polach. Chabry albo bławatki buchnęły błękitem i tą niebieskością cieszą się na całego. Równie soczyście aczkolwiek na czerwono wykwieciły się maki. Margaretki wybrały lśniącą biel i wabią nią najpiękniejsze pszczoły. Jaskry i mniszki nie zdejmują żółtych okryć, w tym kolorze ich szczęście. Grążele też są żółte, ale wolą wodę, podobnie jak bielutkie grzybienie.
Wszystkie te cuda okalają się zieleniami, bardzo uroczyście, świątecznie i z rozmachem. I to są radości życia, kolorowe, zielone, żółte, czerwone, białe i błękitne. Są jeszcze oczywiście kwiaty w barwach liliowych, pomarańczowych, złotych i amarantowych, choć ja akurat mniej biegły jestem w subtelnościach kolorów (jak wielu facetów odróżniam na skrzyżowaniu światło zielone, czerwone i to pośrodku …).
Ludzie mają w sobie jeszcze o wiele więcej kolorów, niż kwiaty! Miliardy kolorów nosimy w sobie. Mamy bordowe szczęścia, jagodowe słodycze, miodowe marzenia, patynowe wspomnienia, rubinowe zakochania, srebrne myśli, złote serca i alabastrowe dusze.
– Ludzie! – krzyknąłem – Czemu używacie jedynie szarego i burego!? Jesteście stubarwni, wszechkolorowi i fantastycznie bogaci! Zazieleńcie się! Rozbłyśnijcie! Zaczerwieńcie i zażółćcie! Ozłoćcie i zasrebrnijcie! Wybłękitniejcie! Dalejże w kardynalskie czerwienie i koralowe feerie!
I rzeczywiście, zły pan z powodu urlopu zrobił się migdałowy. Smutny zawiedziony jakby w cynamon się odział. Prezes trysnął kilkoma szafranami, a matka stała się lazurowa a może nawet modra! Ksiądz prawie, że odmienił się w lawendę, a taksówkarz cały wrzosowy. Pan chory zalśnił bursztynowo.
Nosimy w sobie miliardy szczęśliwych barw, a szare i bure nigdy nie są naszą prawdziwą naturą.
PS. Czy udało mi się wkleić kilka kolorów z pól i łąk? – podziękowania dla Ewy.