Poszcząc

Taka scenka ze wczoraj:

Jak co niedzielę poszedłem do kościoła, jak zazwyczaj z koleżanką z Korei. Traf chciał, że poszliśmy do innego kościoła, a tam msza po Francusku. No cóż nic nie zrozumieliśmy i przyznam szczerze, że w kościele po brzegi wypełnionym obcokrajowcami nie czyłem się jak wśród swoich, bo po francusku nie potrafię rozmawiać. Najtrudniej było poprosić dzieci obok mnie siedzące o to żeby podały mi książkę. Trochę się podśmiewać zaczęły jak zacząłem pokazywać na książkę i mnie, więc w końcu wstałem i sam ją sobie przyniosłem. Po tak uspokajającem mszy, postanowiliśmy coś zjeść. Poszliśmy do restauracji. Nie żeby jakiejś wykwintej czy super pięknej, ale takiej zwykłej, taniej z dużą ilością ludzi w środku (co jak mniemałem oznacza, że jedzenie jest dobre). Takich tutaj sporo, swojsko i zwykle dobre jedzenie. Taka Biedronka wśród restauracji – dla prostych ludzi, można rzec. Zamówiśmy jedzenie, poczekaliśmy kilka minut. Jako, że jednak ceny zamówionego jedzenia trochę odstawały od normalnych, przyszła mi do głowy myśl, aby sprawdzić inne menu, które po prostu leżały obok na naszym stole. I cóż za zaskoczenie mnie spotkało, kiedy zobaczyłem ceny o połowę mniejsze niż nasze. Zapytałem się grzecznie (w środku się jednak gotując) kelnerki dlaczego menu się różnią, a pani kelnerka pewnie zaskoczona, że:
– mówię po chińsku,
– odkryłem trik iż restauracja owa posiada inne menu dla obcokrajowców inna dla Chińczyków…
poszła do kierowniczki i zaczęły się naradzać. W tym czasie my wstaliśmy i poszliśmy do innego miejsca.

Tak prawie zostaliśmy zrobieni w balonika. Jakoś emocje z restauracji zamazały spokój wyniesiony z kościoła z mszy francuskiej, ale nie na długo. Tak też czasem bywa przecież, że ktoś chce kogoś zrobić w balona, nie? Ważne żeby się nie dać!

Pozdrawiam uśmiechając się,

jakub

Pekińskie zapiski , , , ,

Comments are closed.