Lidia, Andrzej, Anna, Jakub, Edyta, Kamil, Maria, Rafał, Aneta, Łukasz. Bynajmniej to nie Polonia pekińska. Bynajmniej nie żadna inna grupa Polaków za granicą, przynajmniej ja o takiej nie wiem. Co to za imiona? Sami zobaczcie:
To tylko część z grupy ponad pięćdziesięciu Chińczyków, którzy studiują język polski na Pekińskim Uniwersytecie Języków Obcych. Jednym z dwóch miejsc w Chinach, gdzie można studiować język polski. Dane nam było poznać się w ambasadzie Polski w Pekinie, podczas obchodów Święta Niepodległości 11.go listopada. W minionym tygodniu była kolejna okazja do spotkania się podczas spotkania wigilijnego organizowanego przez ową grupę studentów na którym mieli występować tańcząc polskie tańce i śpiewając polskie kolędy. Na spotkaniu miały się prezentować również inne kierunki języków wschodnioeuropejskich. Zdjęcia powyżej pokazują jedną próbę, na której miałem okazję być i udokumentować ćwiczenia mowy i ciała w zakresie związanym z Polską w sali lekcyjnej gdzie królują akcenty polskie.
Natomiast spotkanie wigilijne, jak na Chiny przystało było profesjonalne i z dużym rozmachem zrobione. A i mi udało się śpiewać kolędy i brać udział w konkursach. Nie będę ukrywał, że łza się w oku zakręciła, bo przecież słysząc pieśni polskie śpiewane przez obcokrajowców z daleka od domu, to i jest wzruszenie i uśmiech z wymowy, czasami co nieco dziwnej.
Sedno sprawy, polega jednak na tym, że to co najpiękniejsze w tym wszystkim to zaangażowanie studentów chińskich w całe wydarzenie. Mówią po Polsku dość płynnie i w zasadzie z prawie każdym można swobodnie po Polsku rozmawiać, co jest ciekawym uczuciem, bo przecież niewielu Chińczyków zna język polski biegle. Po drugie bardzo na sercu leży im także kultura Polski, zachowania i tradycje. Coś co znacznie odbiega od kanonów chińskich, jest tym co jeszcze bardziej przyciąga ich uwagę i chęć poznania tego co typowo polskie. A to co typowo polskie jest czymś bardzo egzotycznym tutaj. Coś co dla nas jest normalnością dla nich jest wielkim pięknem. I może dzięki temu też łatwiej, będąc z dala od domu docenić to co u nas czasami nam umyka.
Na spotkaniu wigilijnym śpiewaliśmy kolędy, jedną można odsłuchać TUTAJ. Taki mały prezent. Można się uśmiechnąć.
To chyba coś co najpiękniejsze w tutejszych Świętach, czyli prawdziwość przekazu. To, że tym wszystkim przyjaciołom chciało się to zrobić. I zrobili. Prawdziwie się napracowali, co mogę poświadczyć, bo nauka kolędy po polsku nie jest łatwa, nawet jeżeli potrafi wypowiedzieć trudne głoski polskie. A i my po wysłuchaniu kolędy się uśmiechnąć możemy, też prawdziwie, tak naturalne, bo chyba uśmiech sam na usta przychodzi. Takie prawdziwe święta to chyba jedna z ważniejszych rzeczy. Gdziekolwiek by się nie było. Prawdziwe Święta i tak zaczynają się w sercu. I w Radości.
Pozdrawiam,
jk