Dziś wypada mi złożyć najlepsze życzenia wolontariuszom – co niniejszym czynię. Przez wiele lat obserwowałem ich działania, zwykle z daleka, ale czasem całkiem z bliska. I kilka osób naprawdę szczerze podziwiam. To wyjątkowi ludzie.
Ale dziś też wypada mi podziękować za gościnę w tym miejscu. Bardzo długo się tu zasiedziałem, stanowczo za długo. I chyba teraz jest właśnie dobra okazja, by się pożegnać. Dziękuję przede wszystkim ks. Mieczysławowi Puzewiczowi, który mnie tu zaprosił chyba ponad sześć lat temu. Dziękuję też kilku innym osobom. Nie muszę ich wymieniać – one na pewno wiedzą, że to o nie chodzi. Mam nadzieję, że pozostaniemy w kontakcie, choćby mailowym.
Wiem, że momentami byłem kłopotliwym gościem, ale i mnie też wcale tu nie było tak łatwo, jak się może wydawać. W ostatniej kruchcie nie chcę jednak napisać czegoś, czego już nie będę miał okazji wyjaśnić.
Nie będę ukrywał: jestem kruchtą zmęczony. Więc się wyprowadzam.
Ale kto wie, może to tylko przeprowadzka. Życie jest pełne niespodzianek.