Mam trochę młodych znajomych, którzy podsuwają mi co rusz jakieś kasety z nagraniami, pytając, co sądzę o takim czy innym graniu.
Słucham pokornie, może nie nazbyt wiele, ale słucham. Potem rozmawiam z fanami rapu, hip-hopu, free-stylingu.
– I co? Jak? Niezła muza, nie?
– Wiesz, w zasadzie mi się podoba – odpowiadam – z dwoma zastrzeżeniami. Oni nie umieją ani grać, ani śpiewać, reszta może być.
W wielu młodych ludziach istnieje przekonanie, że to, co robią, jest genialne i natychmiast cały świat musi uznać ich talent i wyjątkowość. Przy czym zwykle nie wkładają zbyt wiele trudu w to, co robią. Już sam fakt, że coś robią zdaje się nobilitować efekty ich pasji. Może to efekt fatalnego trendu pedagogicznego, forsującego bezkrytyczną pochwałę jako sposób na rozwój dziecka i nastolatka. „Ach, jak ślicznie chodzisz” – słyszy ledwo utrzymujący pion osesek. „Jak pięknie śpiewasz” – komplementowana jest kilkuletnia primadonna, której zaśpiew raczej powinien płoszyć szczury niż zachwycać kogokolwiek. „Śliczne literki” – wołają szczęśliwi rodzice na widok pokracznych chińskich znaków, stawianych przez pociechy na pierwszym etapie edukacji.
Jeden z dominikanów, wyjechał do pracy w Japonii. Chodził na lekcje japońskiego do pewnej pani, która po każdej godzinie piała z zachwytu nad postępami mnicha. Japończycy mają w naturze niezwykłą uległość, górę sympatii i życzliwości dla obcokrajowców. Uważają, że gości mimo wszystko należy komplementować, chwalić i gloryfikować. Pewny swojej japońszczyzny zakonnik odważył się zatem po trzech miesiącach nauki powiedzieć swoje pierwsze kazanie w języku samurajów. Lud słuchał w skupieniu. Po mszy kaznodzieja zagadnął jednego z zaprzyjaźnionych parafian:
– I jak tam kazanie?
– Ach, kazanie, piękne, zapewne piękne – uśmiechał się i kadził tubylec.
– Podobało się panu?
– Ach, nie wiem, nie wiem … Nie wiem w jakim języku ojciec mówił…
– Mówiłem po japońsku!
– Ach, nie, po japońsku to na pewno nie było…
Spokorniały mnich następny raz zdecydował się mówić kazanie dopiero po roku nauki języka.
W życiu warto się czegoś nauczyć, poznać dobrze. To wymaga wysiłku, ciężkiej pracy, wyrzeczeń, wspomagania talentu godzinami ćwiczeń i wprawek. No chyba, że idziemy na free-styling.