Nieraz wyolbrzymiamy sobie warunki szczęścia. Marzymy o jakichś jachtach na Pacyfiku, willach na Lazurowym Wybrzeżu (nota bene zszarzałym!), szóstce w loterii.
Wakacje z młodzieżą (jeszcze do końca sierpnia) uczą mnie pokory wobec zbyt idealistycznych wizji życia, i szczęścia także. Czasem ponoszę porażki, jak w przypadku żelek w kształcie misiów (pisałem o tym w Itinerarium pod datą 6.07.2007), czasem mnie olśniewa.
Grupa, z którą obecnie jestem na rekolekcjach, liczna na prawie 80 osób, jest grzeczna i sympatyczna. Kilka dni temu czwórka młodych uczestników zagadnęła mnie ujmująco:
– Czy ksiądz nas lubi?
Przytaknąłem, bo lubię, a nawet jakbym nie lubił, młodzieży podpadać nie wypada.
– A chciałby ksiądz, żebyśmy byli szczęśliwi?
Znowu przytakuję, choć czuję podstęp, ale przecież szczęścia młodzieży chcę.
– To proszę nam to kupić w mieście! – mówią.
I dostaję kartkę z następującą listą:
Cisowianka gazowana
Cisowianka niegazowana
Paluszki solone (razy 2)
Krakersy (razy 2)
Czekolada, Wedel, truskawkowa (razy 3)
Czekolada, Wedel, mleczna (razy 2)
Ciastka maślane
Princessa kokosowa
Prince Polo złote
Petitki w czekoladzie (razy 3)
Wafelki familijne
Lift jabłko – brzoskwinia
Jogurt Danone, truskawka, duży (razy 3)
Jogurt zbożowy (razy 2)
Chrunchipsy duże
Jeżyki (razy 2)
Zakupiłem, wyszło 32 złote i 46 groszy. I proszę, szczęście za taką, nie za dużą sumę! Nie jakieś tam jachty i wille, tylko jeżyki i ciastka maślane. Przy okazji wzbogaciłem niezwykle swoją wiedzę w temacie różnokolorowego badziewia spożywczego, a ponieważ wiedza sprzyja szczęściu, wiec i ja jakbym był bardziej szczęśliwy. Czego i wam życzę.