JEZUS SIUSIA W PIELUSZKI

Bardzo lubię Boże Narodzenie, oczywiście całą Jego tajemnicę, bo jeśli o obchodzenie idzie, to najwyższa pora wiele pozmieniać.

Nasza tradycja liturgiczna funduje nam 40 dni Wielkiego Postu i jedynie 24-25 dni Radosnego Oczekiwania w Adwencie. Poza tym wszystko, co Wielkie, wiąże się Wielkanocą (już ta noc sama jest Wielka) – Wielki Post, Wielki Tydzień, a wreszcie jeszcze dni Wielkanocne (a są takie, są w liturgii po Wielkanocy) i nawet parę niedziel Wielkanocnych. Niestety, nic “Wielkiego” nie ma w czasie Adwentu i Bożego Narodzenia, choć gdyby nie te zdarzenia, to nic “Wielkiego” nie byłoby na wiosnę, żadnego Wielkiego Postu, Tygodnia i Nocy.

Tego, co dziś piszę, proszę nie traktować jako kolejnego odcinka dywagacji w kwestii “wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy” lub odwrotnie, dywagacji, które ongiś nawet były donośne. Jednak punkt krytyczny naszej wiary znajduje się w tajemnicy Bożego Narodzenia. Niedowierzanie w zmartwychwstanie (to nasze, bo Jezusa, to jeszcze jako tako) ma swój korzeń w odczłowieczeniu Bożego Narodzenia. Pamiętam jak kiedyś jedna z moich uczennic strofowała mnie bym nie przesadzał, kiedy mówiłem, że mały Jezus siusiał w pieluchy, ssał piersi i z kolegami (a nawet z koleżankami) bawił się w berka i chowanego, zapominając o powrocie na czas na kolację, czym wyprowadzał z równowagi statecznego Józefa. Skąd ja to wszystko niby wiem? Proste! Co ja dzieckiem nie byłem? Nie widzę co robią dzieci?

Gdyby Jezus nie był stuprocentowym dzieckiem, nie byłby stuprocentowym człowiekiem, nie umarłby także w stuprocentowym wariancie, a stąd nie miałby potrzeby powstawać z martwych. Bez totalnego człowieczeństwa Jezusa wszystko dzieje się na niby, “jakby”, “prawie” (które czyni jednak istotną różnicę) i nie ma wielkiego związku z nami, z naszym ludzkim doświadczeniem. Co nam po Synu Bożym, który umiera i zmartwychwstaje? My chcemy przykładu człowieka, którego dosięgła śmierć, a jednak On ze śmierci powstał, był martwy (co i nam się być może przytrafi), a jednak żyje (co i nam się być może przytrafi). Wszystko jednak zaczyna się w noc Betlejemską, kiedy Bóg staje się człowiekiem, w co jednak nie do końca wierzymy i czego nie nauczyliśmy się hucznie świętować. A szkoda. Zaryzykuję tezę, że bez – proszę wybaczyć śmiałość – siusiania nie byłoby zmartwychwstania, tzn. bez siusiania Jezusa człowieka, nie byłoby zmartwychwstania Jezusa człowieka, ani (oczywiście) szansy na nasze zmartwychwstanie – nasze, czyli tych zwykłych ludzi, którzy siusiali w pieluchy.

Kochajcie Boże Narodzenie, to wasze źródło zmartwychwstania! Ja dodatkowo mam powody, by kochać ten czas, bo jestem spod tego samego znaku Zodiaku, co Pan Jezus, no i mamy w tym samym dniu Imieniny. “Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię – pisze Łukasz – nadano Mu imię Jezus, którym je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie Matki.” (2,21). A ósmy dzień to właśnie 1 stycznia! A wtedy właśnie kto ma imieniny?

Itinerarium , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Comments are closed.