LIGA OCHRONY SENSU

Nihilizm, jak zapewne większość czytelników Itinerarium wie, to teoria głosząca – w dużym uproszczeniu – że wszystko jest bardzo względne, stąd nic nie ma wartości ani sensu. Czasy intensywnego wyznawania nihilizmu mamy dawno (100 lat) za sobą, gorzej, że wyroiło się dziś wielu zagorzałych praktyków, którzy – często za pomocą osiągnięć najnowszej techniki – urzeczywistniają program XIX-wiecznych myślicieli.

Informują mnie znajomi, żebym wpadł na grilla. Tak, bez okazji, żeby pogadać, zjeść karkówkę zarumienioną płomieniami brykietów, napić się piwa, pożartować. Wszystko jest przygotowane – pan domu przytachał brykiety i wzbogacił jakowyś browar, pani domu namarynowała mięsiwa i skomponowała sałatkę ze świeżych warzyw. Są taborety, muzyczka z discmana, działka za miastem z altanką, syn może nawet po grillu (i po północy) odwieźć. Wszystko jest przygotowane. Oprócz sensu. Nikt nie przygotowuje się do rozmowy, nie myśli co powie i co chciałby usłyszeć. Tego się nie przygotowuje, w przeciwieństwie do mięsiw, to „pójdzie samo”. I idzie. Głupie plotki, obmowy tych, których się nie zaprosiło, kiepskie dowcipy (kiepściejące w miarę wzrostu poziomu piwa w organizmie), paplanina nie zaprawiona choćby krztą wysiłku, międlenie jęzorem o niczym (nihil), przelewanie pustego w próżne (z przewagą próżnego, nawet w puszkach po browarach). Praktyka nihilizmu.

Dobrze, jeśli można się wyrwać pod jakimś pozorem – każdy pozór jest wskazany w takiej sytuacji. Żeby to jednak choć chroniło od zarazy nihilizmu towarzyskiego! Nawet jak nie jesteś na nihilistycznym grillu, to i tak ktoś ze znajomych uszczęśliwi cię telefonem (albo esemesem) – „Słuchaj jak fajnie! Piwko, muzyczka, rumiane kiełbaski! Szkoda, że cię nie ma!”. Kończysz dialog via telefon, pewien, że to koniec z nihilizmem. Nazajutrz otwierasz skrzynkę z mailami. I co? A tu porcja fotek z nihilistycznej imprezki! Bo jakże, być na grillu i nie strzelić kilku zdjęć?! To trzeba udokumentować! Więc patrzysz na ruszt, brykiet, karkówkę, rozplotkowane i podpite gęby znajomych. Jedyna ulga – dobrze, że mnie tam nie było.

Nihilizm towarzyski, praktyczny, ma zatem kilka faz. Raz zdarzeniową. NIC (nihil) się nie zdarza. Ale zaraz o tym NIC trzeba zakomunikować światu (jak psycholog wytłumaczy tę natychmiastową chęć telefonowania i esemesowania?), a potem to NIC należy zdokumentować (zdjęcia z cyfrówki, komórki, albo filmiki z kamer). Na nic zdają się postulaty: Nie rób! A jak już ktoś zrobił – nie idź! Jak już poszedłeś, nie dzwoń i nie esemesuj! Jak już poszedłeś i zadzwoniłeś nie wysyłaj fotek!

Piszę to wszystko po to, aby przypomnieć, że każda strata czasu, nawet umajona techniką, jest diabelską sztuczką pogrążania nas w nihilizmie. Zwabieni pozorną przyjemnością, dajemy się ponieść bezwysiłkowemu prądowi zdarzeń i gadulstwa. Stąd krok, aby duch nihilizmu wtargnął w całe nasze życie. Dawniejsza teologia zalecała – jako niezbędny warunek wzrostu duchowego – unikanie okazji do grzechu. Ja w imię troski o jedyność i piękno życia, zalecam unikanie bezmyślnej fajności. Nieznośna lekkość bytu (vide: Kundera Milan) zawsze będzie czyhać na męstwo bycia (Paul Tillich). Zapraszam do Ligi Ochrony Sensu.

Itinerarium , , , , , , , , , , , , , , ,

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.