POŻEGNANIE Z BRONIĄ

12 czerwca 2004

Zamieniamy często życie na ring. Pewnie dlatego – odpowiemy w większości – że ktoś nas zaatakował i zmuszeni zostaliśmy, w odruchu samoobrony, do jakiegoś ciosu. Ostrzejszym słowem, pogardliwym spojrzeniem, odwinięciem ręką albo przynajmniej pełną złości myślą.

Tak, do końca życia będą nas ranić. I prawdopodobnie, w mniejszym lub większym stopniu, my innych także. Wdajemy się więc mimowolnie w wymianę ciosów, układamy scenariusze wyobrażeniowych lub werbalnych ataków i zaczepek. Inni robią to samo wobec nas. I tak niemal każdy dzień to runda, bo przeciwników wszak mamy wielu. Od najbliższych w rodzinie po tych, którzy myślą inaczej a są dalej.

Na to, że ktoś będzie ranił, próbował zaatakować, nie mamy wpływu. Możemy jednak zrobić dwie rzeczy: zejść z linii ciosów (w imię filozofii non-violence) i nie wdawać się ciągnące się latami pojedynki. Zejść z linii ciosów, bo mamy co robić i szkoda czasu oraz energii na starcia. Nie atakować, bo życie nie polega na walce i szkoda nań marnować kolejne dni.

Co nie oznacza – Broń Boże! – że nie należy zrugać chama, potrząsnąć oprychem i wymierzyć należną karę (ku przestrodze) zbójowi.

Itinerarium , , , , , , , , , , ,

Comments are closed.