Katolicyzm to oprócz wszystkich krytykowanych rzeczy (słusznie i niesłusznie), niezwykła sprawa, pozwalająca łączyć, dzięki „powszechności” (czyli właśnie katolickości) narody, tradycje i zdarzenia.
Doświadczyłem tego po raz kolejny w ostatnią niedzielę, w Gruzji, gdzie przebywam z misją solidarnościową wśród tamtejszych wojennych uchodźców (dłuższe relacje pojawiają się na naszej stronie – tu). Kościoła katolickiego, w sensie świątyni, nie ma tu – konkretnie w Borjomi – oraz nigdzie w promieniu wielu kilometrów. Mszę świętą odprawiałem więc w sanatorium, gdzie byliśmy zakwaterowani. Była nas czwórka, troje Polaków i katolików oraz jedna prawosławna, Megrelka (jeden z narodów gruzińskich, mieszkających raczej na Zachodzie tego kraju), uchodźczyni sprzed 18 lat, po tzw. pierwszej wojnie gruzińskiej (1992). Wino do mszy było także wyjątkowe, ponieważ zrobiła je domowym sposobem (tak produkuje wino 90 % Gruzinów) jedna z pań w ośrodku dla uchodźców w Gori, ona także musiała uciekać wskutek wojny z Abchazji.
Stuła, którą miałem na sobie, ma także swoją historię. Rok temu do naszego „Duchowego” środowiska dołączyła młoda Chinka, Priscilla, buddystka. Podpatrywała, co robimy dla bezdomnych, dla więźniów i uchodźców. Bardzo jej się to wszystko spodobało i po powrocie do Chin odszukała katolicką parafię, kilkadziesiąt kilometrów od rodzinnych stron. Poprosiła o pracę, okazało się, że może pracować w placówce tamtejszej CARITAS, zajmującej się ludźmi chorymi na AIDS. Kiedy już zaprzyjaźniła się ze swoimi podopiecznymi, wykonującymi m.in. jakieś ubrania i hafty, opowiedziała o swoim doświadczeniu z Lublina. I razem z nimi, wszyscy buddyści (choć pod opieką katolickiej CARITAS), uszyli i wyhaftowali przepiękną stułę, z motywami krzyża i Eucharystii. Stuła kilka miesięcy temu dotarła do Lublina, używamy jej w naszych świętoduskich liturgiach, zabrałem ją ze sobą do Gruzji.
I tak sobie myślę, że cudownie i bardzo po katolicku jest sprawować mszę świętą w gruzińskim sanatorium, z jedną czwartą wiernych prawosławnych, używając jako materii wina wytworzonego przez uchodźcę, będąc ubranym w chińską stułę, zrobioną przez buddystów chorych na AIDS.
W opisanej sytuacji, przypomniała mi się modlitwa Chrystusa „aby wszyscy byli jedno”, lepiej pojąłem jej sens poprzez znaki towarzyszące niedzielnej liturgii. Poczułem także radość z faktu, że jestem częścią wspaniałej jedności, jaką można budować w Kościele Katolickim. Katolicyzm jest naprawdę „the best”!