WIEM ŻE NIC NIE WIEM Sobota 23 maja 2020

Przez ostatnie przynajmniej dwa miesiące Polacy czytają (oglądają, słuchają) wirusowego Itinerarium przygotowywanego przez głównie ministra zdrowia, czasem wspieranego przez jego zastępców lub innych kolegów ministrów.

My, odbiorcy tych przekazów, wiemy to, co wie minister. A co wie minister? Wie, że nic nie wie. Skądinąd ta zasada jest dobrze znana – „Scio me nihil scire” („wiem, że nic nie wiem”) głosił już Sokrates. Nie wiemy nawet skąd minister wie (to czego nie wie w istocie), bo musi skądś czerpać to, o czym mówi.

Wskutek działań ministra wiemy na pewno, że las raz może sprzyjać rozwojowi wirusa a raz przeciwdziałać temuż. Podobnie z cmentarzami, z osławionym już wyjątkiem.

Od roku 1772 (tzw. pierwszy rozbiór Polski) do r. 1989, czyli przez 217 lat i statystycznie przez 7 pokoleń, mieliśmy  obcą władzę w kraju – moskiewską, wiedeńską, pruską, napoleońską, potem hitlerowską, wreszcie sowiecką (pomijam epizod niepodległości 1918 – 1939). I gdzieś w tzw. genach społecznych mamy zapisaną nieufność wobec władzy, ktokolwiek by ją sprawował. Ostatnie zaś ponad już 30 lat mamy „swoją władzę”, tzn. wybieraną przez Polaków, właściwie przez mniejszość, bo frekwencja ledwo sięga połowy uprawnionych. Zmienność upodobań wyborczych przez te 30 lat jest wysoka i zabawna. Czy ktoś z Was głosował na Polską Partię Przyjaciół Piwa? Była taka, mam wrażenie, że działa nadal – co widać po dochodach browarów – choć już bez struktur. A „Akcja Zawiedzionych Emerytów i Rencistów”? A „Sami swoi”? A „Unia Restytucji Monarchii”? Tak, takie partie są lub były.

Co zatem wiemy obecnie? Najpierw to, że trzeba trzymać dystans wobec ludzi, ale tylko wobec podejrzanych i nieznajomych. Dalej, że warto nosić maseczki, ze względu na wirusa a może bardziej z powodu smogu. I jeszcze, że często należy myć ręce.

Po lekturze dzisiejszego wpisu wiemy jeszcze dwie rzeczy. Najpierw wiemy, że minister wie, że nic nie wie. I po drugie, minister nie wie, że my wiemy iż on wie, że nic nie wie.

A ja od wczoraj wiem jeszcze jedno. To, że chleb powszedni, o który modlę się codziennie, wypiekany jest w Lubartowie. Naprawdę, w piekarni o wdzięcznej nazwie „Szczygiełek”. Chleba powszedniego życzę każdemu z Was i dobrego humoru na weekend.

Itinerarium

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.