Spotkałem kolegę, którego nie widziałem od dawna. Kilka minut w lekkim napięciu rozmawialiśmy o niczym. W końcu on, niby od niechcenia, rzucił: – No, a na kogo głosowałeś? Choć czekałem na to pytanie, bałem się odpowiedzieć. W końcu powiedziałem.
Rozpromienił się. I zaczęliśmy rozmawiać jak ludzie.
Gdybym wymienił inne nazwisko, pewnie by się uśmiechnął i powiedział: – No, na mnie czas, trzymaj się, cześć. A ja bym odpowiedział z ulgą: – Cześć, do zobaczenia.
Do tego doszło.
A najgorsze, że naprawdę nie chciałoby się mi z nim gadać, nawet o upałach.
Jan Pleszczyński